sobota, 31 sierpnia 2013

Więc jak mam spać, kiedy wiem, że nie zaśniesz #2

WŁĄCZ: Ira - Szczęście

                Poranki są takie przyjemne. Lubisz wstawać skoro świt i patrzeć jak Rzeszów budzi się do życia. Masz ciszę, spokój, a przede wszystkimi czas na przemyślenia. Choć czy to plus? Zadręczałaś się wszystkim. Ostatnią sytuacją w kawiarni, snem. Szczególnie tym, że Ci się to podobało. Może to wszystko przedślubne nerwy? Pewnie każda panna młoda tak ma. W końcu ślub za dwa miesiące,  a ty nadal jesteś bez sukienki.
- Dzień dobry – wyrwało Cię z zamyśleń, a raczej przestraszyło. Sprawcą tego okazał się nie kto inny jak ukochany sąsiad pan Bartman.
- Musisz psuć taki piękny poranek? – burknęłaś - pindzia już się wymknęła? – nawet nie spojrzałaś w Jego stronę.
- Mi też Twoja obecność nie sprawia przyjemności – Warknął.
- Więc po prostu się nie odzywaj, Jasne! – bardziej rozkazałaś niż zaproponowałaś. Nadal wpatrywałaś się w ludzi pędzących na autobus, pociąg byleby zdążyć do pracy.  Matki, które spieszyły się oddać dzieci do opiekunek czy na przedszkolne dyżury. Ludzie żyli w biegu, a Ty się zatrzymałaś czując na sobie uciążliwy wzrok Bartmana. Spojrzała w jego stronę i nagle z mieszkania wyłoniła się długonoga blondynka w Jego pomarańczowej koszuli. Położyła mu głowę na ramieniu i sprzedała soczystego całusa w policzek – na nic lepszego Cię nie stać? – prychnęłaś i wróciłaś do swojego pokoju. Może i Twoje zachowanie względem bruneta nie było odpowiednie ale drażnił Cię sposób w jaki traktował kobiety. Na palcach jednej ręki policzysz te z którymi tkwił w związku dłuższym niż kilka tygodni.
                Leżałaś z laptopem na kolanach przeglądając najróżniejsze portale kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę – spojrzałaś na nie i nie wierzyłaś w to co widzisz. Stał w nich Mateusz z wielkim bukietem róż – Co Ty tu robisz? – nie spodziewałaś się Jego obecności tutaj.
                Mateusz to spełnienie Twoich  marzeń. Wysoki szatyn o charakterystycznych rysach twarzy. Był zabawny, rozrywkowy równie szalony co Ty.  Nie jedna kobieta Ci go zazdrościła.
- Stęskniłem się za Tobę – rzuciłaś mu się na szyję – Po za tym moja księżniczka ma jutro urodziny – wpił się w Twoje usta. Tak dawno ich nie smakowałaś. Tęskniłaś za nim, tak cholernie tęskniłaś.
                Spędziliście dzień w swoim towarzystwie. Po prostu cieszyłaś obecnością Mateusza leżąc w Jego ramionach. W ramionach, które sprawiały, że czułaś bezpiecznie. Reszta świata mogłaby nie istnieć. Dla was nie istniała. Jankowiak pokazał Ci kilka ofert mieszkań w Anglii, bo tam chciał zamieszkać po ślubie, a nawet już przed. Jednak wolałaś zostać przy Judycie do porodu i jakiś czas po, żeby pomóc jej przy dziecku. Niestety wszystko co piękne kiedyś się kończy. O 23 miał samolot powrotny do Londynu i musieliście się pożegnać.
- Może odwiozę Cię na lotnisko? – zaproponowałaś odprowadzając go do drzwi.
- Nie chcę żebyś jeździła po nocy – pocałował Cię w czubek głowy – O cześć Zbyszek – to wkurzało Cię najbardziej. Twój narzeczony, był w aż za dobrych relacjach z Bartmanem.
- Cześć, nawet nie wiedziałem, że tutaj jesteś – przywitali się.
- Wpadłem na chwilę do Leny – oboje przerzucili swoje spojrzenia na Ciebie, a ty miałaś ochotę zabić zielonookiego O dziwo od Zibiego nie biła taka złość jak zazwyczaj było w nich coś innego, coś czego jeszcze u niego nie dostrzegłaś- Lena! - Jemu też zdarzało próbować utemperować wasze docinki i nawet czasem się udawało – Już muszę lecieć, bo nie zdążę na samolot – pożegnał się z resztą i odprowadziłaś go do taksówki. Wasze rozstanie na kolejne tygodnie było ciężkie ale ważne, że później będziecie mogli być razem cały czas.

- Spójrz jaka śliczna – podeszłaś do kolejnej sukni ślubnej.
- Mówiłaś to o dwudziestu innych – wzdychała Judyta gładząc swój ciążowy brzuch.
- Bo one wszystkie są przepiękne – okręciłaś się wokół własnej osi, a przyjaciółka, zmęczona już dzisiejszym chodzeniem po salonach mody ślubnej, zajęła jedną ze skórzanych sof – Mój mały Kubiak  daje popalić? – usiadłaś obok niej i położyłaś dłoń na brzuszku.
- I to jak –  wypuściła z siebie powietrze – wyjmijcie go już ze mnie – zaśmiała się kierując dwa palce wskazujące na brzuch.
- To już na dniach. Chodźmy do domu, bo Kubi mnie zabije, że Cię tak wymęczyłam.
- A nie przymierzasz tej sukienki?
- Nie – wyciągnęłaś rękę do przyjaciółki alby pomóc jej wstać.
- Ślub za dwa miesiące a ty nie masz jeszcze sukienki – spuściła ręce w geście zrezygnowania i nagle się ugięła.
- Judyta co jest? – zaniepokoiłaś się.
- Nic, nic skarbie – wyprostowała się i wysłała Ci uśmiech. Złapała Cię pod rękę i wyszłyście ze sklepu – Chodź parkiem – wędrowałyście spokojnie po parkowych alejkach rozkoszując się delikatnymi promieniami słonecznymi, które muskały wasze twarze. Dzień był piękny i wydawało się że lepiej być nie może. Naglę Judyta znów poczuła mocny ścisk i zgięła się.
- Judka, jesteś pewna, że wszystko dobrze? – zapytałaś zdenerwowana.
- Tak, tak. To tylko skurcze. Nie są jeszcze częste. Usiądźmy na chwilkę – zajęłyście jedną z wolnych ławek.
- Może zadzwonić do Michała? Żeby po nas przyjechał.
- Przecież Michała nie wrócił jeszcze z Warszawy.
- A może to mały już się pcha na świat, bo wiesz fajnie by było jakby mały urodził się w moje urodziny.
- Lena zostało mu jeszcze kilka dni, spokojnie – wstała – chodź idziemy – ruszyła nie patrząc na Ciebie ale nagle widzisz jak trzymana butelka wody upada jej na ziemie a ona odwraca się oszołomiona – Lena, to chyba jednak już – mówi spokojnie.
- Aha, dobra – zachowujesz spokój.
- Lena ja rodzę – krzyknęła.
- Rozumiem – starałaś się nie panikować chociaż pierwszy raz byłaś w takiej sytuacji – tu jest postój taksówek, dasz radę dojść?
- Jasne – wzięłaś ją za rękę. Na wasze szczęście akurat stała jedna wolna.  Wsiadłyście i zleciłyście kurs do szpitala – Zadzwoń do Zbyszka, żeby przyjechał z moją torbą – na jej plecenie wybrałaś numer bruneta.
- Czego? – burknął odbierając.
- Może milej? – zapytałaś – Mniejsza o to. Idź do nas i weź z szafy na korytarzu czarną torbę Judyty i przyjedź do szpitala św. Jadwigi, jasne?
- Co? – zdziwił się Twoją prośbą – Po co?
- Judyta rodzi – wydarłaś się. Po drugiej stronie zapadła cisza – Zbyszek, jesteś tam?
- Tak jestem. Przecież zostało jej kilka dni jeszcze.
- Zostało ale małemu już się spieszy. Zbieraj dupę i chodź do szpitala, my już jesteśmy na miejscu – rozłączyłaś się, bo akurat znalazłyście się pod szpitalem. Zapłaciłaś za usługę i czym prędzej poszłyście na oddział położniczy. Kiedy przyjaciółka była pod opieką lekarzy wybrałaś numer barat.
- Gdzie jesteś? – zapytałaś o razu.
- Prawie w Rzeszowie, a wy co robicie kochane kobietki?
- Jedna krąży po korytarzu a druga zaczęła wydawać na świat Twojego potomka.
- Aha, a co dziś na kolacje? – pytał dalej nucąc jakąś melodię pod nosem – Czekaj. CO? – wydarł się tak, że musiałaś odsunąć telefon od ucha.
- Judyta rodzi – powtórzyłaś – przyjedź do św. Jadwigi.
- Zaraz tam będę.
- Bądź ostrożny – nie wiesz czy usłyszał, bo już się rozłączył.



                Zdyszany wbiegłeś na porodówkę uważając, żeby nie wpaść na którąś z przyszłych matek. Torbę przejęła jedna z pielęgniarek. Judycie odeszły już wody i zaczynał się poród. Niestety Michał jeszcze nie dojechał ale miał być lada chwila. Po kilku minutach i on się pojawił. Bez słowa skierowaliście go do żony, bo ta już rzucała groźbami pod Jego adresem.  Minuty ciągnęły się w nieskończoność. Podobno porody bywaj różnej długości, a przy pierwszym dziecku zazwyczaj to się przeciągało więc nie było co się denerwować. Po korytarzu krążyły kobiety mające już pierwsze skurcze jak i mężowe których żony już rodziły w bólach. Z różnych sal słychać było płacz noworodków. Na tym oddziale panował istny chaos ale też spokój. Na reszcie z Sali w której odbywał się poród Twojej siostry wyszedł Michał blady jak ściana ale uśmiechnięty.
- Mam syna, ma na imię Antoś, waży 3,350, mierz 58 centymetrów, urodził się przed chwilą, przeciąłem pępowinę, byłem przy porodzie. Trzymałem na rękach mojego synka. On jest taki malutki – mówił jak w transie patrząc się w dal. Po wpływem impulsu wpadliście z Leną w swoje ramiona by po chwili oprzytomnieć i odskoczyć od siebie – mam syna – powtórzył i zemdlał. Na co zareagowaliście śmiechem. Przechodząca obok pielęgniarka szybko go ocuciła i podała wodę. Nadal mieszał się z kolorem ścian ale radość malująca się w jego oczach było przeogromna. Chwilę później Judkę przewieźli do Sali a małego zabrali na badania. Michał był w takim szoku, że to Ty informowałeś  rodziców, że zostali dziadkami. W między czasie kiedy czekaliście na możliwość zobaczenia małego, brunetka obdzwoniła wszystkie ciotki i kuzynki a Ty kolegów z drużyny i reprezentacji.  Judyta była zmęczona całą akcją porodową i tu nie było jej się co dziwić jednak wytrwale czekała aż przyniosą jej do Sali przebranego Antosia.
- Może pan iść do żony i synka – zwróciła się do Michała jedna z lekarek.
- Czy my też możemy wejść? 
- Dobrze, ale tylko na chwilę – uśmiechnęła się i odeszła. Całą trójką po cichu weszliście do Sali w której leżała Twoja siostra z małym Kubiakiem.
- Chodźcie, chodźcie – szepnęła i znaleźliście się u jej boku.
- Mój synek – westchnął Misiek dotykając jego policzka.
- Jaki śliczny. I malutki i pomyśleć, że będziemy obchodzić urodziny tego samego dnia – powiedziała Lena. Brat złapał ją za rękę i przytulił – Szkoda, że rodzice nie zobaczą swoje wnuka – uroniła łzę którą szybko otarł. Im obojgu brakowało rodziców ale już dawno pogodzili się z ich śmiercią. Najważniejsze, że mieli siebie.
- Oni są. Wszystko widzą.
- Jak się czujesz siostrzyczko?
- Jestem wykończona ale szczęśliwa – odparła – a skoro jesteśmy tutaj całą czwórką i wy się nie kłócicie chcielibyśmy was o coś poprosić – zaczęła – Michał – rozkazała mu dokończenie.
- Dokładnie – zaczął – chcielibyśmy żebyście zostali rodzicami chrzestnymi naszego synka – powiedział – zgadzacie się?
-Z wielką przyjemnością – Kubiakówna bez zastanowienia odpowiedziała
- Oczywiście – Ty też nie miałeś nad czym myśleć.
- Dziękujemy – powiedzieli równo.
                Pożegnałeś się ze świeżo upieczonymi rodzicami i opuściłeś salę dotrzymując w ciszy kroku Brunetce.  Na zewnątrz już się ściemniało i zapowiadało na deszcz.
- Chodź podwiozę Cię.
- Nie ma takiej potrzeby, przejdę się.

- Nie rób szopki tylko jedź ze mną. Przecież zaraz będzie padać – powiedziałeś. Co jej szkodziło z Tobą jechać – obiecuję się nie odzywać - Ruszyła za Tobą do samochodu. Droga do domu minęła wam w ciszy. Nie odzywałeś się tak jak obiecałeś. W prawdzie nie odzywaliście się oboje. Nie dogryzaliście sobie. Nie kłóciliście się. Podziękowała z możliwość zabrania się z Tobą kiedy rozeszliście się do osobnych mieszkań. Po dniu pełnym wrażeń przygotowałeś sobie kolację i usiadłaś przed telewizorem. Wiedziałeś, że z Twojego przyjaciela będzie najlepszy ojciec na świecie. Takim był już mężem. Fakt, że został tatusiem dodawał mu jeszcze skrzydeł. 

Nie będę definiować długości rozdziałów, bo dodaje takie jakie mi wyjdą;)
 Zobaczymy jak mnie szkoła wymęczy. 
Trzymajcie za mnie kciuki, dobrze? Albo po prostu mnie zabijcie. Bo zaczynam schizować. 

10 komentarzy:

  1. Spisałaś się świetnie z tym rozdziałem oczywiście jak zawsze . Uwielbiam tą historię i powinnaś dodawać często rozdziały tak wiem domagam się tego często na GG ale wciągnęłam się . <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Koleżanka, wyżej ma rację. Spisałaś się świetnie i aż szkoda by opowiadanie za 8 części się skończyło.
      Michał w roli ojca i męża ? Jakie to musi być śmieszny a zarazem słodki widok. :D I te jeszcze jego nie załapanie, że żona rodzi syna. A potem zemdlał. Jednak teraz niech im się powodzi jeszcze bardziej perfekcyjnie niż było (:
      Zbyszek, zawsze pasował mi do takiego który zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Może dlatego, że jest takim przystojniakiem i ma taki chód ? :D Sama nie wiem dlaczego. Jednak on ma takie dwie twarze, tak mi się przynajmniej zdaje.
      Mateusz - dobry facet, idealny kandydant na męża. Jednak wydaje mi się, że do Leny pasuje taki chłopak, z którym mogłaby sobie dogryzać :D A takim facetem jest Bartman. Zresztą sny są prorocze i mówią same za siebie. Oboje są zaskoczeni snem ale zarówno żadne z nich nie chce zaprzestać kłótni i wyciągnąc ręki jako pierwsze na zgodę. Dlatego zamierzają milczeć albo dogryzać sobie.
      Powitania mają miłe, nie powiem że nie :D
      Sukni nie ma , coraz bliżej slub ale kto wie czy on się odbędzie. Miło, że zostali oboje chrzestnymi, taka rodzinka zastępcza :D

      Gratuluję rozdzialu, czekam na trójkę.
      Buziaki, bezduszna :*

      Usuń
  3. Już dzisiaj, w Dzień Bloga i Bloggera zapraszam na nowy rozdział, gdzie Alexandra zdobywa w pełni swój niemoralny cel ;) http://ich-niemoralna-rzeczywistosc.blogspot.com/
    Mam nadzieję, że się spodoba i pozostawisz po sobie ślad. Na wrzesień życzę dużo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Mały Kubiak! Oby jednak był podobny do mamusi, szczególnie z charakteru:), bo jak będzie taki żywiołowy, to sobie biedni rodzice nie pośpią!

    Zbyszek i Lena na chwilę zawiesili broń, dzieci zbliżają!
    Narzeczony robi wrażen\ie fajnego gościa, ale mimo wszystko Lenę ciągnie do Zbyszka. Inaczej by o nim nie śniła!

    OdpowiedzUsuń
  5. Antoś Kubiak *.* mam nadzieje,że Lena i Zbyszek w końcu przestaną sobie dogryzać ;d i fajnie,że oboje są chrzestnymi małego ;) pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejciu, jak czytam o mały Kubiczaku, to aż serduszko mi się raduję! *.* Jeszcze Antoś! Rozpływam się normalnie. Oby charakterku nie odziedziczył po tacie, chociaż może.. a niech się wda w Miśka! :D Serio zdziwił mnie dobry kontakt narzeczonego Leny i Zbycha. Co do właśnie narzeczonego, wydaje się być istnym ideałem, tylko cholera, gdzie ten ideał ma rysę? Nie wiem, może to moje jakieś złe przeczucie, ale coś mi się wydaje ,że ślubu nie będzie. Zbyszek i Lena dalej się kłócą i dogryzają sobie, ale i tak jestem przekonana ,że obydwoje po tymi maskami zadziornych są w sobie zakochani ;)

    Ściskam ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. No, czyli jednak potrafią sobie nie dogryzać...
    Kubiak ma synka! Pewnie w przyszłości siatkarz....
    Narzeczony wydaje się w porządku ale cicha woda brzegi rwie, swoją drogą jak czytałam rozdział to moja pierwsza myśl gdy się żegnali była taka że on zginie... No nic, czekam na next!

    PS: Rozdział genialny!
    PS2: Oczywiście trzymam kciuki ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziś nie mam na nic nastroju, nawet na komentowanie, dlatego tylko króciutko wyrażę swoje zdanie.
    Narodziny dzieci są cudownym wydarzeniem, a tu oprócz łez wzruszenia i bólu, były te ze śmiechu, bo to niemal groteskowa sytuacja.
    Narzeczony Leny zdobył moją sympatię, chyba na dzień dzisiejszy większą niż gburowaty Zbyszek.
    Pozdrawiam, S. :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jest Antoś Kubiak <3 Oby był zdolny jak tata, a piękny jak mama :P
    Dwa miesiące do ślubu to naprawdę nie jest dużo więc suknie obowiązkowo trzeba znaleźć no chyba, że będzie takiej potrzeby ;)
    Mateusz zrobił jej bardzo fajną niespodziankę urodzinową :) Też miałam taką kiedy mój chłopak jeździł zagranice do pracy i cóż stwierdzam, że to był właśnie najlepszy prezent urodzinowy :)

    OdpowiedzUsuń

Liczby