WŁĄCZ: Ira - Szczęście
Poranki są takie przyjemne. Lubisz wstawać skoro świt i patrzeć jak Rzeszów budzi się do życia. Masz ciszę, spokój, a przede wszystkimi czas na przemyślenia. Choć czy to plus? Zadręczałaś się wszystkim. Ostatnią sytuacją w kawiarni, snem. Szczególnie tym, że Ci się to podobało. Może to wszystko przedślubne nerwy? Pewnie każda panna młoda tak ma. W końcu ślub za dwa miesiące, a ty nadal jesteś bez sukienki.
Poranki są takie przyjemne. Lubisz wstawać skoro świt i patrzeć jak Rzeszów budzi się do życia. Masz ciszę, spokój, a przede wszystkimi czas na przemyślenia. Choć czy to plus? Zadręczałaś się wszystkim. Ostatnią sytuacją w kawiarni, snem. Szczególnie tym, że Ci się to podobało. Może to wszystko przedślubne nerwy? Pewnie każda panna młoda tak ma. W końcu ślub za dwa miesiące, a ty nadal jesteś bez sukienki.
- Dzień dobry – wyrwało Cię z zamyśleń, a raczej
przestraszyło. Sprawcą tego okazał się nie kto inny jak ukochany sąsiad pan
Bartman.
- Musisz psuć taki piękny poranek? – burknęłaś - pindzia już
się wymknęła? – nawet nie spojrzałaś w Jego stronę.
- Mi też Twoja obecność nie sprawia przyjemności – Warknął.
- Więc po prostu się nie odzywaj, Jasne! – bardziej
rozkazałaś niż zaproponowałaś. Nadal wpatrywałaś się w ludzi pędzących na
autobus, pociąg byleby zdążyć do pracy.
Matki, które spieszyły się oddać dzieci do opiekunek czy na przedszkolne
dyżury. Ludzie żyli w biegu, a Ty się zatrzymałaś czując na sobie uciążliwy
wzrok Bartmana. Spojrzała w jego stronę i nagle z mieszkania wyłoniła się
długonoga blondynka w Jego pomarańczowej koszuli. Położyła mu głowę na ramieniu
i sprzedała soczystego całusa w policzek – na nic lepszego Cię nie stać? –
prychnęłaś i wróciłaś do swojego pokoju. Może i Twoje zachowanie względem
bruneta nie było odpowiednie ale drażnił Cię sposób w jaki traktował kobiety.
Na palcach jednej ręki policzysz te z którymi tkwił w związku dłuższym niż
kilka tygodni.
Leżałaś
z laptopem na kolanach przeglądając najróżniejsze portale kiedy rozległo się
pukanie do drzwi.
- Proszę – spojrzałaś na nie i nie wierzyłaś w to co
widzisz. Stał w nich Mateusz z wielkim bukietem róż – Co Ty tu robisz? – nie
spodziewałaś się Jego obecności tutaj.
Mateusz
to spełnienie Twoich marzeń. Wysoki
szatyn o charakterystycznych rysach twarzy. Był zabawny, rozrywkowy równie
szalony co Ty. Nie jedna kobieta Ci go
zazdrościła.
- Stęskniłem się za Tobę – rzuciłaś mu się na szyję – Po za
tym moja księżniczka ma jutro urodziny – wpił się w Twoje usta. Tak dawno ich
nie smakowałaś. Tęskniłaś za nim, tak cholernie tęskniłaś.
Spędziliście
dzień w swoim towarzystwie. Po prostu cieszyłaś obecnością Mateusza leżąc w
Jego ramionach. W ramionach, które sprawiały, że czułaś bezpiecznie. Reszta
świata mogłaby nie istnieć. Dla was nie istniała. Jankowiak pokazał Ci kilka
ofert mieszkań w Anglii, bo tam chciał zamieszkać po ślubie, a nawet już przed.
Jednak wolałaś zostać przy Judycie do porodu i jakiś czas po, żeby pomóc jej
przy dziecku. Niestety wszystko co piękne kiedyś się kończy. O 23 miał samolot
powrotny do Londynu i musieliście się pożegnać.
- Może odwiozę Cię na lotnisko? – zaproponowałaś odprowadzając
go do drzwi.
- Nie chcę żebyś jeździła po nocy – pocałował Cię w czubek głowy
– O cześć Zbyszek – to wkurzało Cię najbardziej. Twój narzeczony, był w aż za dobrych
relacjach z Bartmanem.
- Cześć, nawet nie wiedziałem, że tutaj jesteś – przywitali się.
- Wpadłem na chwilę do Leny – oboje przerzucili swoje
spojrzenia na Ciebie, a ty miałaś ochotę zabić zielonookiego O dziwo od Zibiego nie biła taka złość jak zazwyczaj było w nich coś innego, coś czego jeszcze u niego nie dostrzegłaś- Lena! - Jemu też zdarzało próbować utemperować wasze docinki i nawet czasem się udawało – Już muszę lecieć,
bo nie zdążę na samolot – pożegnał się z resztą i odprowadziłaś go do taksówki. Wasze rozstanie na kolejne tygodnie było ciężkie ale ważne, że później
będziecie mogli być razem cały czas.
- Spójrz jaka śliczna – podeszłaś do kolejnej sukni ślubnej.
- Mówiłaś to o dwudziestu innych – wzdychała Judyta gładząc
swój ciążowy brzuch.
- Bo one wszystkie są przepiękne – okręciłaś się wokół
własnej osi, a przyjaciółka, zmęczona już dzisiejszym chodzeniem po salonach
mody ślubnej, zajęła jedną ze skórzanych sof – Mój mały Kubiak daje popalić? – usiadłaś obok niej i położyłaś
dłoń na brzuszku.
- I to jak –
wypuściła z siebie powietrze – wyjmijcie go już ze mnie – zaśmiała się
kierując dwa palce wskazujące na brzuch.
- To już na dniach. Chodźmy do domu, bo Kubi mnie zabije, że
Cię tak wymęczyłam.
- A nie przymierzasz tej sukienki?
- Nie – wyciągnęłaś rękę do przyjaciółki alby pomóc jej
wstać.
- Ślub za dwa miesiące a ty nie masz jeszcze sukienki –
spuściła ręce w geście zrezygnowania i nagle się ugięła.
- Judyta co jest? – zaniepokoiłaś się.
- Nic, nic skarbie – wyprostowała się i wysłała Ci uśmiech.
Złapała Cię pod rękę i wyszłyście ze sklepu – Chodź parkiem – wędrowałyście
spokojnie po parkowych alejkach rozkoszując się delikatnymi promieniami
słonecznymi, które muskały wasze twarze. Dzień był piękny i wydawało się że
lepiej być nie może. Naglę Judyta znów poczuła mocny ścisk i zgięła się.
- Judka, jesteś pewna, że wszystko dobrze? – zapytałaś
zdenerwowana.
- Tak, tak. To tylko skurcze. Nie są jeszcze częste.
Usiądźmy na chwilkę – zajęłyście jedną z wolnych ławek.
- Może zadzwonić do Michała? Żeby po nas przyjechał.
- Przecież Michała nie wrócił jeszcze z Warszawy.
- A może to mały już się pcha na świat, bo wiesz fajnie by
było jakby mały urodził się w moje urodziny.
- Lena zostało mu jeszcze kilka dni, spokojnie – wstała –
chodź idziemy – ruszyła nie patrząc na Ciebie ale nagle widzisz jak trzymana
butelka wody upada jej na ziemie a ona odwraca się oszołomiona – Lena, to
chyba jednak już – mówi spokojnie.
- Aha, dobra – zachowujesz spokój.
- Lena ja rodzę – krzyknęła.
- Rozumiem – starałaś się nie panikować chociaż pierwszy raz
byłaś w takiej sytuacji – tu jest postój taksówek, dasz radę dojść?
- Jasne – wzięłaś ją za rękę. Na wasze szczęście akurat
stała jedna wolna. Wsiadłyście i zleciłyście
kurs do szpitala – Zadzwoń do Zbyszka, żeby przyjechał z moją torbą – na jej
plecenie wybrałaś numer bruneta.
- Czego? – burknął odbierając.
- Może milej? – zapytałaś – Mniejsza o to. Idź do nas i weź
z szafy na korytarzu czarną torbę Judyty i przyjedź do szpitala św. Jadwigi,
jasne?
- Co? – zdziwił się Twoją prośbą – Po co?
- Judyta rodzi – wydarłaś się. Po drugiej stronie zapadła
cisza – Zbyszek, jesteś tam?
- Tak jestem. Przecież zostało jej kilka dni jeszcze.
- Zostało ale małemu już się spieszy. Zbieraj dupę i chodź
do szpitala, my już jesteśmy na miejscu – rozłączyłaś się, bo akurat
znalazłyście się pod szpitalem. Zapłaciłaś za usługę i czym prędzej poszłyście
na oddział położniczy. Kiedy przyjaciółka była pod opieką lekarzy wybrałaś numer
barat.
- Gdzie jesteś? – zapytałaś o razu.
- Prawie w Rzeszowie, a wy co robicie kochane kobietki?
- Jedna krąży po korytarzu a druga zaczęła wydawać na świat
Twojego potomka.
- Aha, a co dziś na kolacje? – pytał dalej nucąc jakąś
melodię pod nosem – Czekaj. CO? – wydarł się tak, że musiałaś odsunąć telefon
od ucha.
- Judyta rodzi – powtórzyłaś – przyjedź do św. Jadwigi.
- Zaraz tam będę.
- Bądź ostrożny – nie wiesz czy usłyszał, bo już się
rozłączył.
Zdyszany
wbiegłeś na porodówkę uważając, żeby nie wpaść na którąś z przyszłych matek.
Torbę przejęła jedna z pielęgniarek. Judycie odeszły już wody i zaczynał się
poród. Niestety Michał jeszcze nie dojechał ale miał być lada chwila. Po kilku minutach i on się pojawił. Bez słowa skierowaliście go do żony, bo ta już
rzucała groźbami pod Jego adresem. Minuty
ciągnęły się w nieskończoność. Podobno porody bywaj różnej długości, a przy
pierwszym dziecku zazwyczaj to się przeciągało więc nie było co się denerwować.
Po korytarzu krążyły kobiety mające już pierwsze skurcze jak i mężowe których
żony już rodziły w bólach. Z różnych sal słychać było płacz noworodków. Na tym
oddziale panował istny chaos ale też spokój. Na reszcie z Sali w której odbywał
się poród Twojej siostry wyszedł Michał blady jak ściana ale uśmiechnięty.
- Mam syna, ma na imię Antoś, waży 3,350, mierz 58
centymetrów, urodził się przed chwilą, przeciąłem pępowinę, byłem przy porodzie.
Trzymałem na rękach mojego synka. On jest taki malutki – mówił jak w transie
patrząc się w dal. Po wpływem impulsu wpadliście z Leną w swoje ramiona by po
chwili oprzytomnieć i odskoczyć od siebie – mam syna – powtórzył i zemdlał. Na
co zareagowaliście śmiechem. Przechodząca obok pielęgniarka szybko go ocuciła i
podała wodę. Nadal mieszał się z kolorem ścian ale radość malująca się w jego
oczach było przeogromna. Chwilę później Judkę przewieźli do Sali a małego
zabrali na badania. Michał był w takim szoku, że to Ty informowałeś rodziców, że zostali dziadkami. W między
czasie kiedy czekaliście na możliwość zobaczenia małego, brunetka obdzwoniła wszystkie
ciotki i kuzynki a Ty kolegów z drużyny i reprezentacji. Judyta była zmęczona całą akcją porodową i tu
nie było jej się co dziwić jednak wytrwale czekała aż przyniosą jej do Sali
przebranego Antosia.
- Może pan iść do żony i synka – zwróciła się do Michała
jedna z lekarek.
- Czy my też możemy wejść?
- Dobrze, ale tylko na chwilę – uśmiechnęła się i odeszła.
Całą trójką po cichu weszliście do Sali w której leżała Twoja siostra z małym
Kubiakiem.
- Chodźcie, chodźcie – szepnęła i znaleźliście się u jej
boku.
- Mój synek – westchnął Misiek dotykając jego policzka.
- Jaki śliczny. I malutki i pomyśleć, że będziemy obchodzić
urodziny tego samego dnia – powiedziała Lena. Brat złapał ją za rękę i
przytulił – Szkoda, że rodzice nie zobaczą swoje wnuka – uroniła łzę którą
szybko otarł. Im obojgu brakowało rodziców ale już dawno pogodzili się z ich
śmiercią. Najważniejsze, że mieli siebie.
- Oni są. Wszystko widzą.
- Jak się czujesz siostrzyczko?
- Jestem wykończona ale szczęśliwa – odparła – a skoro
jesteśmy tutaj całą czwórką i wy się nie kłócicie chcielibyśmy was o coś
poprosić – zaczęła – Michał – rozkazała mu dokończenie.
- Dokładnie – zaczął – chcielibyśmy żebyście zostali
rodzicami chrzestnymi naszego synka – powiedział – zgadzacie się?
-Z wielką przyjemnością – Kubiakówna bez zastanowienia
odpowiedziała
- Oczywiście – Ty też nie miałeś nad czym myśleć.
- Dziękujemy – powiedzieli równo.
Pożegnałeś
się ze świeżo upieczonymi rodzicami i opuściłeś salę dotrzymując w ciszy kroku
Brunetce. Na zewnątrz już się ściemniało
i zapowiadało na deszcz.
- Chodź podwiozę Cię.
- Nie ma takiej potrzeby, przejdę się.
- Nie rób szopki tylko jedź ze mną. Przecież zaraz będzie
padać – powiedziałeś. Co jej szkodziło z Tobą jechać – obiecuję się nie odzywać
- Ruszyła za Tobą do samochodu. Droga do domu minęła wam w ciszy. Nie odzywałeś
się tak jak obiecałeś. W prawdzie nie odzywaliście się oboje. Nie dogryzaliście
sobie. Nie kłóciliście się. Podziękowała z możliwość zabrania się z Tobą kiedy rozeszliście
się do osobnych mieszkań. Po dniu pełnym wrażeń przygotowałeś sobie kolację i
usiadłaś przed telewizorem. Wiedziałeś, że z Twojego przyjaciela będzie
najlepszy ojciec na świecie. Takim był już mężem. Fakt, że został tatusiem
dodawał mu jeszcze skrzydeł.
Nie będę definiować długości rozdziałów, bo dodaje takie jakie mi wyjdą;)
Zobaczymy jak mnie szkoła wymęczy.
Zobaczymy jak mnie szkoła wymęczy.
Trzymajcie za mnie kciuki, dobrze? Albo po prostu mnie zabijcie. Bo zaczynam schizować.
Spisałaś się świetnie z tym rozdziałem oczywiście jak zawsze . Uwielbiam tą historię i powinnaś dodawać często rozdziały tak wiem domagam się tego często na GG ale wciągnęłam się . <3
OdpowiedzUsuńKlepnę (:
OdpowiedzUsuńKoleżanka, wyżej ma rację. Spisałaś się świetnie i aż szkoda by opowiadanie za 8 części się skończyło.
UsuńMichał w roli ojca i męża ? Jakie to musi być śmieszny a zarazem słodki widok. :D I te jeszcze jego nie załapanie, że żona rodzi syna. A potem zemdlał. Jednak teraz niech im się powodzi jeszcze bardziej perfekcyjnie niż było (:
Zbyszek, zawsze pasował mi do takiego który zmienia dziewczyny jak rękawiczki. Może dlatego, że jest takim przystojniakiem i ma taki chód ? :D Sama nie wiem dlaczego. Jednak on ma takie dwie twarze, tak mi się przynajmniej zdaje.
Mateusz - dobry facet, idealny kandydant na męża. Jednak wydaje mi się, że do Leny pasuje taki chłopak, z którym mogłaby sobie dogryzać :D A takim facetem jest Bartman. Zresztą sny są prorocze i mówią same za siebie. Oboje są zaskoczeni snem ale zarówno żadne z nich nie chce zaprzestać kłótni i wyciągnąc ręki jako pierwsze na zgodę. Dlatego zamierzają milczeć albo dogryzać sobie.
Powitania mają miłe, nie powiem że nie :D
Sukni nie ma , coraz bliżej slub ale kto wie czy on się odbędzie. Miło, że zostali oboje chrzestnymi, taka rodzinka zastępcza :D
Gratuluję rozdzialu, czekam na trójkę.
Buziaki, bezduszna :*
Już dzisiaj, w Dzień Bloga i Bloggera zapraszam na nowy rozdział, gdzie Alexandra zdobywa w pełni swój niemoralny cel ;) http://ich-niemoralna-rzeczywistosc.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się spodoba i pozostawisz po sobie ślad. Na wrzesień życzę dużo weny ;*
Mały Kubiak! Oby jednak był podobny do mamusi, szczególnie z charakteru:), bo jak będzie taki żywiołowy, to sobie biedni rodzice nie pośpią!
OdpowiedzUsuńZbyszek i Lena na chwilę zawiesili broń, dzieci zbliżają!
Narzeczony robi wrażen\ie fajnego gościa, ale mimo wszystko Lenę ciągnie do Zbyszka. Inaczej by o nim nie śniła!
Antoś Kubiak *.* mam nadzieje,że Lena i Zbyszek w końcu przestaną sobie dogryzać ;d i fajnie,że oboje są chrzestnymi małego ;) pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńJejciu, jak czytam o mały Kubiczaku, to aż serduszko mi się raduję! *.* Jeszcze Antoś! Rozpływam się normalnie. Oby charakterku nie odziedziczył po tacie, chociaż może.. a niech się wda w Miśka! :D Serio zdziwił mnie dobry kontakt narzeczonego Leny i Zbycha. Co do właśnie narzeczonego, wydaje się być istnym ideałem, tylko cholera, gdzie ten ideał ma rysę? Nie wiem, może to moje jakieś złe przeczucie, ale coś mi się wydaje ,że ślubu nie będzie. Zbyszek i Lena dalej się kłócą i dogryzają sobie, ale i tak jestem przekonana ,że obydwoje po tymi maskami zadziornych są w sobie zakochani ;)
OdpowiedzUsuńŚciskam ♥
No, czyli jednak potrafią sobie nie dogryzać...
OdpowiedzUsuńKubiak ma synka! Pewnie w przyszłości siatkarz....
Narzeczony wydaje się w porządku ale cicha woda brzegi rwie, swoją drogą jak czytałam rozdział to moja pierwsza myśl gdy się żegnali była taka że on zginie... No nic, czekam na next!
PS: Rozdział genialny!
PS2: Oczywiście trzymam kciuki ;*
Dziś nie mam na nic nastroju, nawet na komentowanie, dlatego tylko króciutko wyrażę swoje zdanie.
OdpowiedzUsuńNarodziny dzieci są cudownym wydarzeniem, a tu oprócz łez wzruszenia i bólu, były te ze śmiechu, bo to niemal groteskowa sytuacja.
Narzeczony Leny zdobył moją sympatię, chyba na dzień dzisiejszy większą niż gburowaty Zbyszek.
Pozdrawiam, S. :*
Jest Antoś Kubiak <3 Oby był zdolny jak tata, a piękny jak mama :P
OdpowiedzUsuńDwa miesiące do ślubu to naprawdę nie jest dużo więc suknie obowiązkowo trzeba znaleźć no chyba, że będzie takiej potrzeby ;)
Mateusz zrobił jej bardzo fajną niespodziankę urodzinową :) Też miałam taką kiedy mój chłopak jeździł zagranice do pracy i cóż stwierdzam, że to był właśnie najlepszy prezent urodzinowy :)